W ostatnich kilkunastu latach technologie mocno zmieniły sposób opowiadania historii. Z księgarni nie zniknęły wprawdzie tradycyjne publikacje, ale wiele muzeów sięgnęło po aplikacje mobilne i interaktywne ekspozycje. W Sieci pojawiły się archiwa cyfrowe i działania oddolne – historia mówiona, gry, profile w mediach społecznościowych – odwołujące się do pamięci lokalnych społeczności. Czy wizualizacja danych może dać nową jakość narracjom historycznym o mieście?
Karol PiekarskiRelacja
Wiedeńskie muzeum i początki języka wizualnego Isotype
W 1924 roku filozof Koła Wiedeńskiego Otto Neurath przekonywał w pełnych pasji i zaangażowania listach adresowanych do postępowych władz Czerwonego Wiednia, by stworzyć nowe muzeum przedstawiające za pomocą języka wizualnego rozwój miasta i dzieje postępu społecznego. W przeciwieństwie do klasycznych narracji historycznych, skupiających się na ważnych postaciach i wydarzeniach politycznych, przedmiotem nowatorskiej ekspozycji Neuratha miała być przede wszystkim jakość życia mieszkańców i codzienne sprawy Wiednia, ukazane w kontekście globalnych procesów ekonomicznych.
Po dojściu Hitlera do władzy wiedeńskie muzeum straciło rację bytu, ale zasady wymyślonego wtedy języka wizualnego, nazwanego później Isotype, bardzo szybko weszły do kanonu projektowania informacji. Wydana w 1939 roku książka Modern Man in the Making jest najlepszym przykładem użycia wizualizacji danych liczbowych do opowiadania historii. Publikacja pokazuje za pomocą obrazów poszczególne etapy kształtowania się nowoczesnego społeczeństwa.
W jednej z wizualizacji autorzy próbują uchwycić istotę rewolucji przemysłowej, przedstawiając zmianę sposobu produkcji tkanin w XIX wieku. Ustawione w równych rzędach piktogramy prezentują jednocześnie liczbę wyprodukowanych tkanin oraz liczbę robotników pracujących odpowiednio w domowych manufakturach i zakładach przemysłowych. Produktywność wzrasta w miarę przenoszenia produkcji do dużych fabryk – po upływie 70 lat ta sama liczba tkaczy wytwarza ponaddwudziestokrotnie więcej materiału. Inne wizualizacje, dotyczące np. czasu pracy w fabrykach, dzietności czy średniego dochodu, ilustrują poprawę poziomu życia ludzi w najbardziej uprzemysłowionych krajach.
Co dane przestrzenne mówią o tożsamości miasta?
Być może rosnąca popularność wizualizacji danych nie jest wyłącznie wynikiem powiększających się zbiorów danych w Sieci, które wymagają klarownych sposobów prezentacji, ale również konsekwencją rewolucji miejskich sprawiających, że coraz więcej czasu poświęcamy problemom społeczno-ekonomicznym i jakości życia w miastach. Za pomocą języka wizualnego opowiedzieć można jakąkolwiek historię, ale najbardziej przydaje się on do opisywania skomplikowanych i wielowymiarowych problemów, które łatwiej zrozumieć dzięki zestawieniom danych w postaci map, diagramów i innych środków wizualnych.
Kilka lat temu zastosowaliśmy w Medialabie tego rodzaju wizualizacje nie tyle w celu pokazania „twardych danych” o Katowicach, które prowadziłyby do jednoznacznych konkluzji, co skłonienia odbiorców do tego, by spojrzeli na miasto z innej perspektywy. Przygotowując wystawę Apetyt na radykalną zmianę. Katowice 1865–2015, zastanawialiśmy się między innymi nad tym, jak wytłumaczyć problem tożsamości centrum miasta. Współczesne Katowice to „aglomeracja” miasteczek, osiedli i wsi, które w wyniku decyzji politycznych z ostatnich stu lat pojawiały się w granicach jednego obszaru administracyjnego. W większości były to osiedla robotnicze ulokowane wokół zakładów przemysłowych, tworzące niezależne organizmy z własną infrastrukturą, zwyczajami i tożsamością. Śródmieście natomiast rozwijało się wokół linii kolejowej, tworząc siatkę prostopadłych ulic charakterystyczną dla miast z okresu rewolucji przemysłowej.
Za pomocą map pokazaliśmy nie tylko momenty przyłączania poszczególnych dzielnic, uwypuklając mozaikowy charakter Katowic, ale również sposób, w jaki wydobycie węgla przełożyło się na kierunki rozwoju miasta i układ zabudowy. Tłumaczy to niewielkie rozmiary śródmieścia, które można przespacerować w zaledwie trzydzieści minut, a także kształt historycznych osiedli robotniczych, takich jak Nikiszowiec i Giszowiec. To ostatnie utożsamiane jest często z ideą miasta-ogrodu Ebenezera Howarda. Być może berlińscy architekci Georg i Emil Zillmann znali koncepcję szkockiego urbanisty, jednak władze koncernu Giesches Erben zleciły budowę osiedla domów jednorodzinnych na dużych działkach niekoniecznie z pobudek filantropijnych czy estetycznych, ale przede wszystkim ze względu na interesy gospodarcze. Utrzymanie takiego układu urbanistycznego nie wymagało stosowania drogich metod eksploatacji, a rozwiązania architektoniczne sprawdzały się bez dodatkowych zabezpieczeń przed szkodami górniczymi.
Śląskie stereotypy – wizualizacja na ratunek
By uwolnić Katowice od stereotypu miasta przemysłowego, podjęliśmy próbę odnalezienia historycznych danych na temat struktury zatrudnienia w sektorze przemysłu ciężkiego. Byłoby to niewykonalne, gdyby nie zasoby Śląskiej Biblioteki Cyfrowej, która udostępniła historyczne zbiory Urzędu Statystycznego w Katowicach. Problemem okazał się nie tyle brak dostępu do informacji, co niespójność danych gromadzonych na przestrzeni lat w różnych systemach ustrojowych i administracyjnych.
Przykładowo, by „utrudnić” zadanie przyszłym pasjonatom historii gospodarczej regionu, w pewnym okresie gromadzono dane dotyczące katowiczan zatrudnionych w hutach i kopalniach, innym razem wszystkich osób pracujących w katowickich zakładach. Ostatecznie udało nam się zbadać dla wybranych lat stosunek zatrudnienia w przemyśle do ogółu zatrudnionych w mieście, pokazując systematyczny spadek roli tego sektora w życiu Katowic. Zestawienie danych z liczbą szkół wyższych i studentów w mieście pokazało radykalizm zachodzących przemian – w 1960 roku w zaledwie pięciu katowickich jednostkach studiowało tylko 5480 osób. Na pierwszy uniwersytet katowiczanie musieli poczekać aż do 1968 roku.
Jednak by otrzymać nieco pełniejszy obraz procesów zachodzących w Katowicach, warto porównać powyższe dane z liczbą mieszkańców na przestrzeni lat. Trudno nie zauważyć, że pod względem budownictwa i tempa przyrostu nowych mieszkańców znienawidzony przez wielu czas Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, szczególnie od późnych lat 60., był na swój sposób dla Katowic dobrym okresem (nawiasem mówiąc, wartości te korelują z ilością wydobywanego węgla). Inny wykres na wystawie pokazywał, że liczba studentów spada obecnie równolegle do liczby mieszkańców opuszczających miasto, choć jest to związane w przede wszystkim z negatywnymi trendami demograficznymi w Polsce i globalną sytuacją gospodarczą.
Oczywiście nie chcieliśmy na podstawie powyższych danych stawiać zbyt prostych diagnoz. Zależało nam na stworzeniu narzędzia pozwalającego spojrzeć na procesy demograficzne i gospodarcze z szerszej perspektywy, która często umyka, gdy skupiamy się zbytnio na poszczególnych wydarzeniach politycznych. W podobny sposób staraliśmy się podejść do kwestii jakości życia w mieście, badając m.in. dostępność terenów zielonych dla mieszkańców różnych dzielnic oraz to, jak poszczególne obszary zielone, zajmujące dzisiaj 51% powierzchni, były kolejno przyłączane do Katowic.
Wizualizacja jako narzędzie planowania przyjaznych miast
Przedstawione analizy nie są niczym nowym dla badaczy miast, jednak istotą wizualizacji danych historycznych jest, w moim rozumieniu, syntetyczna prezentacja zjawisk i procesów mających znaczenie dla społeczności, które do tej pory pozostawały przedmiotem wiedzy specjalistów w wąskich dziedzinach. Mapa online z datami powstania budynków prawdopodobnie nie wnosi wiele do wiedzy o mieście, ale może stać się intrygującym narzędziem do eksploracji przestrzeni, które dostarczy wielu godzin rozrywki mieszkańcom, próbującym odgadnąć wiek kamienicy sąsiada czy nazwisko architekta interesującego obiektu w centrum miasta.
Mogłoby się się wydawać, że wizualizacja danych liczbowych w obiektywny sposób oddaje historię miasta – nic bardziej mylnego. To tylko pierwszy krok do tego, by spojrzeć na dziedzictwo miasta poprzez procesy społeczne i ekonomiczne, a niekoniecznie – jak to zazwyczaj bywa – wydarzenia polityczne, wojny czy masowe strajki. Być może wzmożone zainteresowanie miejskością i próby poprawy jakości życia mieszkańców skłonią nas do sięgania po bardziej zaawansowane metody badawcze bazujące na analizie i wizualizacji dużych zbiorów danych. Wtedy staną się one nie tylko atrakcyjnym sposobem opowiadania historii, ale przede wszystkim narzędziem wspomagającym planowanie przyjaznych miast.